W szafie zmieści się prawie wszystko. Pojemna jest i pękata.
W mej szafie stoi kufer pełen wspomnień.

Szafę mogę zamknąć na klucz i zapomnieć. A potem znów otworzyć i uśmiechnąć się.
Jeśli czasem zapłaczę, to z szafy wyciągnę błękitne chusteczki, wytrę łzy i w końcu przebaczę.

W mojej szafie mogę się schować, zniknąć.
Szafę mogę przemalować i zapełnić miłością, nadzieją i szczęściem.
W szafie zawsze mogę wszystko od nowa poukładać.
Zatem zapraszam - właśnie otwieram swoją ciągle jeszcze niepoukładaną:
Szafę malowaną





20 lutego 2010

Wróciłam!!!

wróciłam z przecudnych warsztatów filcowanych w kolorach skąpanych! Miałam napisać relację w niedzielę, ale roznosi mnie radość, naładowana jestem pozytywną energią i  ciepełkiem, no i nie wytrzymałam, muszę napisać bo pęknę i się rozpuknę na amen:))

Ale po kolei, dzień miałam zaplanowany pracowicie - warsztatowo.
O poranku wstałam, o rodzinę zadbałam, bułeczki upiekłam, przygotowane były poprzedniego wieczora, dziś tylko piekarnik i gotowe, pychotki:

Te u góry zawierają twarożek, ale mogą zawierać pieczarki z cebulką i mięsko mielone, ale ja najbardziej lubię takie zwykłe, bez atrakcji:), z masełkiem. A nazywają się: "Ty śpisz, a one sobie rosną" Fajnie?
Te niżej to rzymskie bułeczki, te są już "wypasione" mają w sobie i rodzynki i orzechy i migdały i słonecznik, smakowite niezwykle. Oba przepisy z dwóch róznych stron internetowch, mam je od tak dawna że nie pamiętam z których, ale związanych z pieczeniem chleba. Bo w pieczeniu chleba małżonek osobisty się wyspecjalizował, i od lat mam co dzień chlebuś własnego wypieku o smakach różnych a wyrafinowanych:)


A cały dzisiejszy dzień spędziłam...

- tadadadam - w Nowym Kawkowie, gdzie mieszka niezwykle energetyczna, pełna ciepła, i uroku, niebanalna kobieta, p. Ula Raczak z którą to od zeszłego roku (sam początek kwietnia) umawiam się na filcowe warsztaty. Tak jak wspominałam, z różnych powodów (moich) do spotkania nie doszło, aż do dziś. Byłam, byłam tralala:)))



Nafilcowałam się, ręce mam czyściutkie, pachnące, jak nigdy, nie to żebym się nie myła, ale tak to przy filcu właśnie jest:))) Robótki przecudne zrobiłam, no i teraz odleciałam, tyle pomysłów, planów że nie wiem kiedy to zrealizuję. Gorzej, nie nadążam notować i zaraz zapomnę!

Polecam wszystkim warsztaty u Pani Uli - czas nieograniczony, koszt stosunkowo nieduży, mnóstwo porad i wiedzy fachowej, fantastyczna atmosfera dzięki samej gospodyni, naprawdę świetnie spędzony czas.
Niestety, pani Ula w necie nie gustuje:<,rozumiem ją, nie mniej szkoda.
Zainteresowanych odsyłam na stronę Stowarzyszenia "Rękądzieło" (najprościej poszukać w googlach - bo adresu nie pomnę), tam jest o tym co Stowarzyszenie wyczynia no i o samej Pani Uli poczytać można. Zresztą, wspominałam też że artykuł o kolorowych warsztatach znajdziecie w ostatnim numerze Werandy Country. Kto sprawdził ten znalazł:).
Mogę wszystkim zainteresowanym podać oficjalnie i za zgodą Pani Uli nr telefonu pod którym mozna się umówić na warsztaty: 696 740 882. Naprawdę polecam!!!

Tak było:

 

Filcowanie torebki, tu jeszcze przed głównym filcowaniem - dlatego taka okazała:)

  

Ufilcowany kwiatek i "hiszpańska dziewczyna";))

 
 Pani Ula z uroczymi podopiecznymi - świnko-dziczkami

 
Dzieło rąk naszych (moich i koleżanki)



Tu, wszystko co moje:) Torebka mocno pomniejszona, ale kolory zostały:)

Fantastyczna zabawa, i choć czasochłonna, dająca mnóstwo satysfakcji, polecam wszystkim którzy się przymierzają, niech się nie wahają i filcowanie zaczynają:)

Ach, świnko-dziczki mieszkją w swojej zagródce,w domu są rzadkimi gośćmi, musicie jednak przyznać że wprowadzają nieco "wiejskiej egzotyki".

W ogóle okolica w której mieszka p. Ula przecudna. Dom położony jest na wzgórzu, otoczony lasami, polami, łąkami. Bajka, dziś niestety pogoda zgniło-zimowa, ale rankiem... Jechałysmy we mgle, mijałyśmy małe wioski, gdzieniegdzie widziałyśmy umykające  spłoszone sarny podchodzące pod domostwa (zima, zima ciągle trzyma:( ), no, klimatycznie, mimo roztopów. Ale wiosna, lato, wczesna jesień... Filcowanie tylko tam, tylko u nas na Warmii:)

I na koniec, tak na "dobicie", wiecie też że niedaleko Nowego Kawkowa jest "Lawendowe Pole"??? Poczytajcie, też  świetne,klimatyczne miejsce:))

4 komentarze:

  1. Super filcaki zrobiłaś!!
    Ja próbowałam na mokro, ale po zalaniu połowy kuchni stwierdziłam, że to nie dla mnie!
    Igłami umiem, ale jakoś mnie nie ciągnie ;-)
    Lawendowe pole znam i zazdroszczę Ci okrutnie tego sąsiedztwa!! :-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo igły nudnawe trochę, długo trzeba czekać na efekty a w między czasie ręka odpada:), ale chętnie zapoznam technikę, bo znam jeno z teorii, P. Ula nie przepada za flicem drapanym:) więc my skupiłyśmy się głównie na "kąpaniu":) No, ja juz przeglądam stronki na allegro w celu zakupienia wełenki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow piękne prace!!!! Może i ja kiedys coś w końcu ufilcuję :) :) :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na filowanki, właśnie zamawiam czesanki, wpadaj kiedy chcesz:)))
    A w grupie (bo dwie to juz grupa:) zawsze i milej i raźniej.

    OdpowiedzUsuń